Miesięcznik "BIZNES meble.pl" sierpień 2018

ZDZISŁAW SOBIERAJSKI Przedsiębiorca z wieloletnim stażem. Pracuje z projektantami i przemysłem, tworząc zespoły wdrożeniowe. felieton X Sobierajski o designie Z anim skorzystamy z coraz bogatszej ofer- ty designu częściowo dotowanego, warto się zastanowić, co dosta- niemy w zamian oraz na finansowanie jakiego designu poświę- cimy zysk naszych firm. Oby nie był to design akademicki, który funkcjonuje jakby bez oglądania się na ekonomię, pragmatykę i realia rzeczywistości. Ten design objawia się często poszukiwa- niem nieoczywistych rozwiązań skut- kujących nawet projektami „wyssanymi z palca”, rozwiązującymi nieistniejące problemy. Jakość designu akademickie- go możemy ocenić na corocznych wysta- wach prac dyplomowych absolwentów i ich promotorów. Unikajmy też designu konkursowego, który zaspokaja estetyczne potrzeby au- tora oraz jurorów polskich konkursów. Werdykty w tych konkursach bywają kontrowersyjne, a ostatnio zdarzyli się nawet laureaci, których zasługą był fakt bycia studentem jurora konkursu. W pol- skim rynku konkursowym „wszyscy znają wszystkich”, więc obok prób obiektywi- zmu panoszy się też środowiskowy par- tykularyzm. Jeśli skutecznie nie dopilnujemy swo- ich interesów, to możemy bezwolnie finansować design festiwalowo-wysta- wienniczy, powszechnie spotykany na fe- stiwalach. Ten design najczęściej objawia się w postaci niezrozumiałych dla widza ładnych lub intrygujących eksponatów, prezentowanych na tle scenografii wyko- nanej z płyty paździerzowej. Ale najgorsze co może nam się przy- darzyć, to inwestycja w Eko-design, któ- ry jest pochodną designu festiwalowego. Eko-design bywa prezentowany w postaci dziwacznych przedmiotów wykonanych z naturalnych lub recyklingowych ma- teriałów. Takie przedmioty wspierane są opisem promującym rzekome zalety tych produktów i marek, które w nie zainwe- stowały. I oby to nie były nasze wyroby. Ekologia w wydaniu festiwalowym rzad- ko kiedy jest rentowna. Z dwojga złego już lepiej dać się naciągnąć na design ekskluzywno-snobistyczny, kierowany do nielicznego grona znawców. Tu będziemy mieli problem taki, że oni sami raczej nic od nas nie kupią, ale chętnie o naszej mar- ce opowiedzą i coś dobrego napiszą. Mo- żemy liczyć na darmową reklamę. Pochodną takich praktyk jest design semantyczny. Ten rodzaj dizajnowania polega na snuciu elokwentnych opowie- ści o zbawiennej roli designu dla popra- wy naszej rzeczywistości. Niestety, takie opowieści słychać często, a poprawy jakoś jeszcze w wyrazisty sposób nie doświad- czyliśmy. Problem narasta bardziej, gdy design semantyczny rozgości się w naszej firmie jak pijawka. Aby uśpić nasz scepty- cyzm, design semantyczny wspierany jest czasem designem glamurowanym, któ- ry objawia się swoistą egzaltacją autora. Czytając niektóre wypowiedzi możemy zaobserwować zależność pomiędzy po- ziomem egzaltacji, która bywa odwrotnie proporcjonalna do wiedzy i doświadcze- nia autora. Im mniej wiedzy, tym więcej elokwentnego glamurowania naszej rze- czywistości. Na rynku widać ostatnio zaangażowanie PARP, która finansuje kolejny program swatania designerów z przedsiębiorcami. Nie wiem, kto takie programy projektuje i z jakim skutkiemwdraża, ale zawsze staram się pamiętać, że na rynku funkcjonuje wiele odmian designu. DESIGN? TAK! ALE JAKI? Gdzieś pomiędzy powyższymi rodza- jami aktywności ludzi sektora kreatyw- nego, czasem można znaleźć design dla przemysłu, który w przestrzeni medial- nej właściwie nie funkcjonuje. Podejrze- wam, że promotorzy polskiego designu po prostu go nie rozumieją, więc nie znają i o nim nie piszą. Na rynku pojawił się też jego „rze- komy sprzymierzeniec”, czyli design dotowany. Polega na oferowaniu za pieniądze unijnego podatnika usług wykonywanych przez (nie zawsze kompetentnych) rodzimych doradców. Zawód jest nowy, więc wszyscy się dopiero uczą. Przedsiębiorca ponosi zwykle tylko część kosztów, więc łatwo otwiera się na „design semantyczny”. Słuchając takiej oferty, zawsze warto zdiagnozować jaki rodzaj designu jest nam proponowany oraz ile w tej ofercie jest rynkowego pragmatyzmu i ekono- mii. Fakt, że 80% kosztów dorzuci nam unijny podatnik, nie powinien przesła- niać faktu, że pozostałe 20% sfinansuje- my z własnych środków. Czy będzie to rentowna inwestycja, czy tylko nasza fanaberia spowodowana chwilowym za- uroczeniem, decydujemy już na własną odpowiedzialność. W rynkowej grze jaką jest realizacja rozwoju firmy poprzez design, warto czasem powiedzieć „sprawdzam”, pa- trząc przy tym głęboko w oczy orędow- nikom zbawiennej roli dotowanego de- signu. A może w umowie warto zażądać gwarancji rynkowego powodzenia pro- duktów, które fachowcy dla nas zapro- jektują „za unijne” i za nasze? Przedsiębiorcy bezrefleksyjnie po- dążający za narracją o zbawiennej roli designu, łatwo staną się niewolnikami cudzych idei. Ciężko pracując, zaspo- koją i sfinansują jedynie cudze potrzeby. Nie będą to potrzeby ich pracowników i przedsiębiorstw. Zarobić pieniądze na rozwój naszej firmy, potrafi tylko jeden design i (niestety) jeszcze bardzo nielicz- ni designerzy. C’est la vie. Taki design! d 8 BIZNES meble.pl [ sierpieñ 2018

RkJQdWJsaXNoZXIy ODEyNDg=